Hitchcock

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Nie jestem mistrzynia suspensu, ale niewątpliwie był nim Alfred Hitchcock. W wielu swoim filmach udowodnił co oznacza prawdziwy strach w kinie, czego i autorka nie omieszkała doznać w wieku lat 5 po zobaczeniu „Ptaków”.
Film Sachy Gervasiego jest próba przedstawienia samego reżysera, który z determinacją tworzy „Psychozę”. Hitchcock poświęca dla tego filmu prawie wszystko, filmując go za własne pieniądze, które zdobył zastawiając swój dom. W imię idei potrafi zrobić rzeczy niesamowite – dla zaskoczenia widza, każe wykupić wszystkie egzemplarze Psychozy.
Jednak mylić się będzie ten, kto stwierdzi, że jest to historia tworzenia filmu. Ten jest gdzieś w tle, wisi nad fabułą niczym słońce, jednak nigdy nie jest na pierwszym planie naszego rozumienia. To bowiem zajmuje przede wszystkim niezwykle realistyczna i pełna napięcia relacja małżeństwa Hitchcocków. Alfred jest człowiekiem trudnym nie tylko na planie filmowym, ale także w zaciszu domowym. To mężczyzna tak głęboko przekonany o swoim talencie, że przytłaczającym otoczenie (nie tylko tuszą fizyczną). Notorycznie nie docenia swojej żony Almy Reville, która z pokorą umiejscawia się w cieniu męża. Problemy zaczną się, gdy kobieta postanowi uszczknąć nieco życia dla siebie, a Alfred podejrzewając jej romans, w końcu zacznie baczniej patrzeć na żonę.
Dzieło jest przepełnione inteligentnym humorem i dawką intelektualizmu, co sprawia, że nie potrafimy oderwać wzroku od ekranu. Czaru dodaje również Anthony Hopkins w tytułowej roli, który jest ujmujący niczym Marlon Brando w „Ojcu chrzestnym”. Ukazuje on człowieka charakternego, którego podziwiamy, który robi na nas niebotyczne wrażenie. „Hitchcock” tym samym jest przede wszystkim opowieścią o człowieku z krwi i kości, wraz ze wszystkimi jego wadami.
Interesujący jest wszechobecny w filmie voyeryzm, wylewający się z każdego niemal możliwego do tego miejsca: garderoby, sypialni czy zza obiektywu samej kamery. Do tego wszystkiego jest on zaraźliwy, kiedy uświadomimy sobie, że potępiany przez nas samych, w chwili oglądania tego dzieła jest równocześnie stosowany z niemniejszą przyjemnością niż ten, reprezentowany przez bohatera.
Uznanie należy się również kobietom występującym w tej produkcji. Scarlett Johansson grająca Janet Leigh miała wręcz schizofreniczne zadanie zagrania nieumiejętnego odgrywania roli w Psychozie oraz prawdziwego strachu gwiazdy dawnego ekranu, co wyszło jej znakomicie. Jednak przede wszystkim wielka zasługa leży po stronie Helen Mirren (Alma Reville), która swoją kreacją ukazała wiele współczesnych kobiet, które kosztem samych siebie poświęcają się swoim mężom, a mimo to, potrafią walczyć o swoje z niezwykłą gracją i nie pozostawiając dyskutantowi żadnych argumentów.
Czy cokolwiek można filmowi zarzucić? Chwilami zupełnie nie rozumiemy wtrętów dotyczących tajemniczego morderstwa, zwidów samego bohatera. Być może stanowią one świadectwo jego własnej psychozy, jakkolwiek burzą porządek fabuły.
Na uwage zasługuje również samo zakończenie, niezwykle czytelne i być może uznane za banalne i infantylne, ale promieniujące humorem i inteligencją jak cały film. I nawet jeżeli znajdują sie w nim jakieś fałsze, to główna nuta prowadzona jest perfekcyjnie. Zgodnie z przekazem według którego Hitchcock był jak dyrygent, bez którego nic nie ma prawa się udać.

Ocena: 7,5 / 10

Zwiastun:

Sny o mordercy to, moim zdaniem, po prostu świadectwo obsesji reżysera tematem i postacią, która zainspirowała książkę i film.

Dodaj komentarz